Wiersze

Posted on Wed 01 February 2017 in literature • 5 min read

Tracić wzrok można na wiele sposobów

Po pierwsze: w ogóle.
Chodzić prosto, trzymać fason,
Widzieć wszystko jakim jest
I nie tracić czasu.

Po drugie: powoli.
Gdy rzeczy rozmywają się w rozsądnym tempie
można jeszcze się żegnać lub szkicować krajobraz
nim się wszystko rozblednie w jedną czarną przestrzeń.

Po trzecie: na opak.
Czyli widzieć więcej.
Dna drugie i trzecie,
Czarne plamki na niebie,
zależności, symbole, układy społeczne,
w końcu robić pod siebie
i czekać ze stołem,
aż ktoś przyjdzie i łaskawie
zaknebluje ci mordę.

Po czwarte: przekornie.
Zezem ostrzyć przez środek,
Przymykać którąś z powiek,
Patrzyć raz prawym, raz lewym,
aż gdy się w końcu przestanie,
Widzieć piękną, ogromną,
Jedną czarną ścianę.

Po piąte: z humorem.
Cały ten proces nieustannie wyśmiewać,
mówić: "miło cię widzieć" i "do zobaczenia",
Udawać niemowę, debila, klaskać, nie trafiać,
Nabyć długą laskę i psa Baskervilla.

Po szóste: tragicznie.
Opowiadać wszystkim, że się zaraz nie będzie widzieć,
Że to choroba taka i siaka, dorzucić do tego raka,
posmutnieć, zapłakać, a jeśli wzrok zostanie
kupić czarny okular i często się wywracać.

Więc tak to wygląda
Sposobów jest kilka
Lecz najprościej jest dłubać
Używając kijka.

09.2009

***

A czasem się zdarzą jakieś gruzy wiersza
Wiersz ostatni, można rzec, ostatnia puenta
Choć nie wiadomo, która była druga, a która pierwsza,
A te gruzy to obraz straszny i łza mętna.

Ach chlipu chlap chlap chlipu chlap
nie tak się miał przecież skończyć ten świat!
Na pewno! Nie rumowiskiem! Nie gruzami!
Miał być płacz ze szczęścia wraz z innymi rzeczami.

Ale zaraz! Spokojnie, i cierpliwości!
Nie powtarzajmy błędów przedwczesnych gości.
Oto tam na gruzach wyrażonych wierszem
Stoi ten, który jest myślą, która tańczy przestrzeń.

09.2013

Cień

Gdy chodzę rozglądając się na boki
Mój cień siedzi i zamyka oczy.

Gdy jem wciąż obrastając w tłuszcz
Mój cień szczękiem kości oznajmia swój głód.

Gdy niecierpliwie na spotkanie świtu czekam
Mój cień wzrokiem z księżycem się żegna.

Gdy rano w łóżku leżę obok ciebie
Mój cień z niesmakiem zmywa z siebie spermę.

Gdy ja dźwięk przyodziewam w śmiech
Mój cień cichy nagi jest od łez.

Gdy ja milczę i nie mogę przestać
Mój cień wierny wyje w bezmiar.

Gdy gaśnie światło i nastaje ciemność
Mój cień i ja to jedno.

wiosna 2008

Kamera błądzi

Krzyk
rozpoczyna nie tyle wiersz
ile czynność: jest

Wrzask
co wydaje dźwięk,
ale obraz też.

Człek
— temu się wydaje,
że ma "mnie"

Wrzask
z lustra patrzy
na go zwierz.

Krzyk
co się kończy wierszem
gest

jesień 2008

Pływanie

Kiedy wilki przestały jęczeć
Księżyc mógł wreszcie
Wsłuchać się w ciszę.

To było tak:
Że usiadł, pochylił się nad
swym obliczem
skonstatował, że kratery
to są jego pryszcze
i czekał.

A to czekanie było tak wielkie
tak ogromne
genetycznie chyba dominujące
że cierpliwość ta zaskoczyła
nawet słońce
które nieśmiało, z szacunkiem
zaczęło z nim rozmowę:

Noszę pod płaszczem
taki obrazek siebie
siebie rozjebanego na drzewie

07.2009

***

Jest tło wiersza
ale to jest mniejsze
że ono tu jest
i zapowiada puentę
z ginących myśli
zrodził się wers
ostatni na pierwszym
będzie księżyc
który się kojarzy
z uciekającą nadzieją
rodzącym się snem.

jesień 2008

***

Przemierzali pustynie a było ich dwóch,
zawsze dwóch, na śmierć i życie.
Odwrócili się od świata, liczyli na chór,
Na chór, robiąc swoje hakuna matata.

Dwójka chłopaków, naturalni chodziarze,
bez smoków i lwów, a także bez marzeń,
choć to nieprawda, bo było to jedno,
i słowo gwiazda w nim było napewno.

Jakiś sen o baronie, głos psychopaty,
słyszany przed laty, człowiek z koroną na głowie.
I gwiazdy do rana, i korona, i oaza
się przepoczwarza fatamorgana
w chór śpiewający o bohaterach,
że ich nie ma.

A ich oczu i ust,
Nikt nie wygwieździ już.

***

Pod koniec
Tego, co dobre już we mnie nie było
Na wierzchu
Nie było radości, ciekawości, bliskości, pożądania
Nie było tego
Na wierzchu
Pod koniec jeszcze tylko i nagle
Taka litość przerażająca
Dla tych małych nóżek niosących jakby nigdy nic
niezłomną głowę i serce milczące jak urzędniczka za ladą.
Serce jak wszystkie kraje, w których mnie nigdy nie było.
Pod koniec
Tego, co dobre już we mnie nie było
Na wierzchu
Był żal, obojętność, lęk i zmęczenie.
Na wierzchu
I chłód, taki że ci z ciała zostawia tylko pępek.
Na wierzchu na wierzchu na wierzchu

09.2015

***

Kiedy mówię, że coś mnie nie obeszło
Jednocześnie sięgając po piwko
Refleks mi mówi, że coś nie przeszło
I jest to sytuacja zwana ryfką

Ale! Żeby było doskonale
Nie trzeba
skręcać, ze szlaku zbaczać
A wystarczy
piwko dopić i przeinaczać
Emocje kawał po kawale.

Z rana ma się później taki czuć
Że móc to chcieć, a chcieć to móc.

09.2014

***

Goniłem Pana
Bo Pan mi nie chiał rzec
Nic ponad to, co i tak już wiem

A był las rozwijany przed mymi oczami gdy biegłem
I łąki z polami łączyły się nad zbiegiem...
Goniłem Pana gdy biegłem
bo Pan...
A myśli układałem w piosenki
bo Pan...

Aż przebiegłem cały las.
Cały las, a on tam stał.
Cały las, a on mi rzekł.

A słowo ciałem się stało
Chociaż najpierw był dźwięk.

Jest mnie dwóch, trzech, pięć tysięcy

Że mnie kilku i każdy naraz
Opowiada przeprowadza
Narracyjne równoległe swoje stada
Te krzyżują się nieprostopadle wcale
Z mojej ręki w zbyt widoczne me podwale
Tego nie tłumaczę wcale.
Ale! Tylko czasem!
Jeszcze niejasne jest dla mnie
Czym ich wiązać?
Czym splatać?
Czy pozwalać się wzajemnie napierdalać?
Tylko czasem.
Właśnie tego nie wiem
Czy się da to wszystko zrymować ze śmiechem?
I czy sie powinno?
Skoro mowa już przeobraziła się w pismo?
I czy to wypada?
I jako kto to mówię?
I "po co", "dlaczego" pozostają głuche
I może właśnie teraz
Nie patrzeć
Uśmiechnąć
(ale czy euforycznie?)
Pomyśleć
Westchnąć
Przecież od siebie się nie odwrócę na pięcie?

Może...
Nie wiem...
Lecz na szczęście
Jest mnie dwóch, trzech, pięć tysięcy
I nikogo więcej.

***

Mieć strach znaczy musieć iść
Od siebie
Wyolbrzmiać w wydobytą przestrzeń

Inaczej: wnętrostwo duszy, kończenie
Będą się ściany zamykać
Będzie się horyzont przybliżał
Niepostrzeżenie.

Zatem tam dopiero gdzieś jestem
Nie wiadomo jak wyglądający
Na zadowolonego pewnie.

Tutaj ja zazdrosny.
Chcę mieć wszystko dla siebie.
Tamten pewnie o mnie nie wie.
Jest zdziwiony.
Czeka.

A ten strach jest wszystkim pomiędzy
Rozsiewanej z dwu końców niewiedzy.